środa, 13 sierpnia 2025

system jest zły

 Na wizytę do lekarza pierwszego kontaktu czeka się ponad tydzień. Akurat tyle, żeby wyzdrowieć z nieciężkiej dolegliwości. Ale czy człowiek zawsze potrafi ocenić swój stan zdrowia? Ja nie. Ja zawsze mówię - nic mi nie jest. Teraz już nie pracuję więc zwolnienie nie jest mi potrzebne a choroba wcześniej czy później przechodzi sama. Albo przechodzi na płuca na przykład. Leków mam pełną szafkę, teraz prawie wszystko można kupić bez recepty. Nasenne - proszę bardzo, przeciwbólowe - ile wątroba wytrzyma, na gorączkę, na robaki, na grzybicę, wystarczy zdiagnozować się samemu, zamówić leki do paczkomatu i gotowe.  Kardiolog wypisuje mi receptę na rok do przodu! 

Uwaga, post jest prześmiewczy, nie musicie we wszystko wierzyć co tu piszę. Tu wśród czytelników są pielęgniarki i położne, można się konsultować w komentarzach. 

Autorka ma gópiego gusa musku to nie odpowiada za to co wypisuje. 

Rzadko, bardzo rzadko chodzę leczyć się prywatnie. Ale czasem trzeba. Bo z pilnym skierowaniem do ortopedy było czekania na rok więc jak żyć i pracować? Przecież ja beczałam z bólu przy ścieleniu łóżek. Na leczenie barku wydałam pół wypłaty, dobrze że męża mam to mi jeść dawał. 

Na leczenie innych dolegliwości cierpliwie czekałam, od lekarza do lekarza aż do radioterapii prawie dwa lata. Długo. Może w tym czasie gópi gus rósł szybciej niż teraz zanika. Może. 

W pracowni, gdzie robię rezonans, prywatnie można zrobić badanie już w kolejnym dniu. Na fundusz czeka się pół roku. Za pół roku to można umrzeć. 

Niedawno czytałam, że pacjenci są sobie winni tych kolejek do lekarza bo nie odwołują wizyt. Ha ha. Jak mają odwołać, kiedy do przychodni nie sposób się dodzwonić? Z niektórych poradni sami dzwonią albo  przychodzi sms i jeśli nie przyjdę to mam odpisać "NIE". Ale nie wszędzie tak jest. 

 


poniedziałek, 11 sierpnia 2025

znów o tym rezonansie

 Dzień wcale się dobrze nie zaczął bo w nocy pies latał jak opętany (wpuść pieska wypuść pieska, złodzieje i bandyci na nas chcą napaść ale ja będę szczekała na pół wsi i pogonię wszystko co się rusza) i byłam niewyspana, głowa jak zawsze boląca, kawy nie można, śniadania nie można, pić nawet nie można. Marudzić można. 

Suka tradycyjnie wlazła pod największe łóżko bo ona jest od czuwania w nocy a dzień ma do spania. 

Pojechaliśmy. Do badania rezonansem. Łojciec wziął kwiatki do pracy bo go zmusiłam do wzięcia urlopu na żądanie. Miałam jechać sama ale upał taki a mnie łeb boli jakbym kaca miała. To w ogóle jest gópi gus, bo ja się często czuję jak pijana tylko tej radości i euforii nie ma we mnie. Za to się zataczam i hula mi pomieszczenie aż mdli. No, jak na kacu. 

Będzie długo, weźcie sobie kawę, ciastka albo coś. 

Zaszłam do tej pracowni a Krzysiek pojechał dalej.   

Kolejka była bo coś się porobiło z terminami czy co. Patrzę - babina ma skierowanie, pyta się w recepcji na kiedy będzie termin. Na grudzień - odpowiada śliczna recepcjonistka. A prywatnie? - Jutro o osiemnastej. Za tysiąc złotych. 

Ja nie prywatnie, ja już piąty raz z tym samym więc rutyniara ze mnie. Czekam czekam a Krzysiek poleciał do hotelu, kurde, my naprawdę obydwoje lubimy tę orkę. Ale na temat pisz babo! 

Dopadło mnie złe przeczucie. Bo się naczytałam że jednego chłopa wciągnął rezonans do rury za łańcuch a inna baba wybuchła podczas badania. No i po co to czytać takie głupoty zamiast się pomodlić albo poczytać "Patrzę na nas". Właśnie, postanowiłam nosić moją książkę w miejscach publicznych i czytać z wielkim zainteresowaniem. Tylko gdzie ja mam miejsce publiczne, chyba na przystanku? A zmuszam chłopa do wożenia mnie to i tam się nie da. 

Weszłam w końcu do pielęgniarki, która mi zakłada zawsze wenflon. Ups, dała mi od razu kroplówkę z solą i kontrast. Jak nigdy. I do rury. Było znacznie dłużej niż zwykle. Łojciec mówił, że siedziałam tam godzinę.   Nie bójcie się rezonans jest jak nastrojowy, plumkający wieczorem jazz. Kłam ludziom kłam to będziesz siedzieć sama w tym ogrodzie jak pustelnica bo nawet Ziutka nie przyjedzie do takiej cyganicy. 

Wyszłam i czułam się źle, a jeszcze musiałam poczekać na płytkę i na wyjęcie wenflonu, choć raz robiłam to sama jak uciekałam z soru. Ale potem się krew leje, bez sensu. No i ten Łojciec siedzi taki zmartwiony to mi go żal ale co robić, mówię - idź do żabki i kup mi kawę z mlekiem bo i tak tu muszę siedzieć a teraz już mogę pić. A ten do mnie - to daj mi kartę bo zapomniałem portfela. 

Jasny gwint. A gdzie samochód? Okazało się, że stał na zakazie bo przecież i tak nie miałby czym zapłacić za parking. Bez komentarza. 

Wytrzymajcie bo najlepsze będzie na końcu. Przyjechaliśmy do domu, suka pełna pretensji że nas nie było ale z domu dalej nie wylazła bo ustanowiła się nocnym psem stróżującym. Polizała nas, poskakała i poszła spać. 

Wody, kawy, jeść. Wiadomość przyszła. Twój wynik jest gotowy. Cooooo? To jakaś pomyłka. Aż strach otwierać bo wiecie co to znaczy jak szybko są wyniki. 

A nie. Gópi gus minimalnie się zmniejszył. Terapia działa. Dziękuję za wsparcie z całego serca. To takie dobre wiedzieć, że jesteście ze mną w tych nie najłatwiejszych chwilach.

niedziela, 10 sierpnia 2025

jakie macie plany

 Z dnia na dzień - zrobię pranie pościeli bo ma być słoneczny, bardzo ciepły dzień, to wszystko szybko wyschnie na sznurach w ogrodzie. 

I co? W telefonie mam prognozę pogody w mojej miejscowości - bezchmurne niebo i temperatura 28 stopni a za oknem pada i jest ledwo 19. A pralka już hula! 

To nic takiego. Ale już badanie rezonansem to poważna sprawa. Bo tak - mam być głodna i spragniona. Mam dwie przesiadki autobus - tramwaj. Tam jakoś zajadę ale powrót może być trudny.   No i po ludzku i najważniejsze - ja tam nie lubię być sama,  po badaniu kręci mi się w głowie i tak jakoś mi słabo.   Termin miałam wyznaczony dawno temu ale w sezonie urlopowym nie zawsze łatwo o wolny dzień a chłop miał mieć dniówkę. Do końca nie byłam pewna czy dostanie urlop. Dostał. 

Wczoraj rozmawialiśmy o planach na emeryturze. Mąż już mógłby odpoczywać ale pracuje. I plany ma skromne - dom, ogród. Ja zaplanowałam za rok wyzdrowieć i napić się wina ze znajomymi. Też mało ambitnie. 



wtorek, 5 sierpnia 2025

znów o tym psie




 

 
Ta karma zostawiana jest dla jeży! Nie wiem co to się porobiło, że Mikulina ją zjadła. A po drugie - zobaczcie co się wyczynia. Z wylęknionej suni wyszedł pies obronny "bójcie się bójcie ja każdego kto się zbliży do bramy zagryzę, zakopię w ogrodzie a rower zamienię na saszety z pasztetem".


 

niedziela, 3 sierpnia 2025

Porażka

 Są ludzie twierdzący, że wiedzą o moim życiu wszystko bo czytają blog i fp. I trochę w tym prawdy jest bo na przykład znają imię mojego psa a nawet widują go na zdjęciu. Opisałam też z detalami moją przeszłość zawodową i zapoznałam wszystkich z historią chorób. Jeszcze sobie walnęłam autobiografię. A jak tam jest naprawdę to wiadomo - a raczej nie wiadomo. 

Nie wiem jak to napisać, aby nikogo nie rozczarować a zwłaszcza uznających mnie za czarną owcę. Może tak - każdy widzi to  co chce zobaczyć. A jeśli ktoś boi się, że go opiszę, to trochę dziwne obawy. Alek Rogoziński zrobił z siostry Chmielewskiej detektywa w spódnicy i co? Jakoś nie ma problemu. 

A ja muszę wymyślać fikcyjne niedorajdy chociaż po domu  no dobra, nie dokończę. 

Albo dokończę. Ale to będzie przez Panterę, i ogłaszam dzień narzekania na chłopów bo Pantera zaczęła. 

Chłop mój się chwalił, że robił ogórki kiszone na zimę, i chwalił się skutecznie bo zawoził, częstował i były super. Robił, owszem, ale - kupował ogórki, przynosił słoiki z piwnicy, zakręcał gotowe przetwory i sprzątał kuchnię. I to jest bardzo w porządku, bo we dwoje robi się łatwiej. Ale jedna mądrala poprosiła go o przepis bo honor nie pozwala jej zadzwonić do mnie. No i oczywiście podał jej przepis. I bardzo dobrze. To będzie ogórkowa porażka. 


piątek, 1 sierpnia 2025

mówić, nie mówić?

 

Nie o wszystkim, ale o rzeczach ważnych najbliższej rodzinie mówię. To jest dowód zaufania – dać czas na zrozumienie i akceptację. Dzięki otwartości można uniknąć nieporozumień, plotek i niedomówień.

To nie jest łatwe. Kiedy dostałam pierwszy wynik rezonansu głowy, powiedziałam w pracy – dziewczyny, przez jakiś czas mnie nie będzie bo mam guza mózgu. W tym momencie mojej najbliższej koleżanki nie było w pokoju, wiadomość rozeszła się szybko i ona miała do mnie żal – bo wiedziała że czekam na wynik, wiedziała o moich dolegliwościach najwięcej, a o diagnozie dowiedziała się ostatnia.

To dość skomplikowane do wytłumaczenia ale właśnie przekazanie tej wieści było najtrudniejsze tej osobie. Mówię tu o relacjach koleżeńskich, nie rodzinnych. Czułam, że to nie będzie łatwa rozmowa, może nawet poleją się łzy. Nie byłam gotowa na emocje.

Tajemnice nie są dobre. Tajemnica wyklucza wsparcie.

Rodzina i znajomi mogą tworzyć ważną grupę pomocową. Nie gwarantują od razu wszystkiego ale dają sygnał – jestem, gdy będziesz potrzebować.

Szanuję decyzję kiedy ktoś ukrywa chorobę – bo się będą martwić, bo będą gadać, bo nie uwierzą, zlekceważą. Tak też bywa.

czwartek, 31 lipca 2025

o urlopach wypoczynkowych

 Koleżanka bierze udział w dyskusji o pracy nauczycieli. Ja się nie odważę bo pewnie bym się już nie uwolniła od hejtu przez najbliższy miesiąc. 

Padło proste pytanie - nauczycielu, czy wolałbyś mieć ośmiogodzinny dzień pracy i 26 dni urlopu. Burza rozpętała się straszna. Myślę sobie, że ani jedna, ani druga strona w dyskusji często nie ma pojęcia jak wygląda rzeczywistość. Rozśmieszają mnie głosy - tak, ale ja chciałabym na przykład 10 dni urlopu w listopadzie. 

Jeśli masz 20 albo 26 dni urlopu to najczęściej wybiera się go na raty i jeśli wywalczy się dwa tygodnie latem to jest sukces. Nikt nie chce wolnego w listopadzie czy w marcu, to po prostu konieczność, firma wypycha pracowników na zaległe wolne. Mnie często zostawało na drugi rok aż 16 dni bo to się tak przekłada z roku na rok. 

Jeśli masz dzieci, to musisz sobie ten urlop zostawić na wakacje i na ferie bo nie każdy ma babcię chętną do opieki. 


 

 

poniedziałek, 28 lipca 2025

o pogodzie

 Ten lipiec to bardziej taki dawny - pada i pada, wszędzie wilgoć a kiedy przychodzi pogodny dzień, robi się niemożliwie parno tak że nie ma czym oddychać. 

Nie żebym narzekała - nie zależy mi bo nie opalam się, nie wyjeżdżam na wczasy, ale to byłoby strasznie egoistyczne cieszyć się deszczem jak ludzie mają wakacje i urlopy. 

Czytam o teoriach spiskowych, o manipulowaniu klimatem i przyznaję, że niewiele trzeba, aby zasiać  ziarenko niepewności. We mnie nie, ja nawet w miętę na żołądek nie wierzę. 



czwartek, 24 lipca 2025

lato

 

Z hortensjami to zawaliłam w tym roku bo beztrosko rosną jak chcą, niczym nie podparte. 
A tu się przepychają kosmosy z mieczykami i nawet tytoń dał radę 
przy samych schodach kwiatki rosną w doniczkach, a raczej w wiadrach malarskich, kupiłam kiedyś hurtem 10 po 8 zł bo kto mi zabroni sadzić kwiatki do wiader

Jeśli chcesz mieć pachnący ogród, posiej tytoń ozdobny i floksy, posadź piwonie, bzy i róże. I wyjdzie z tego niemodny, babciowy ogród, przypominający zapuszczoną łąkę. Zaraz się tam zaczną panoszyć ptaki i jeże. 

Odchorowuję wesele. Nigdy więcej.  Jak mi zaczęło huczeć we łbie już w kościele to mi szumi do dziś. Gópi gus. Ale chciałam iść między ludzi, wziąć udział w rodzinnej uroczystości, zobaczyć nowoczesne wesele. A mówił doktorek - unikać hałaśliwych miejsc, oszczędzać słuch, pilnować ciśnienia. 
Impreza była doskonała i bardzo, ale to bardzo żałuję, że nie jestem młodsza i zdrowsza. 
No szkoda, jak ja lubiłam tańczyć do rana!

  Kurde, mogłam choć siedzieć gdzieś przy bufecie i sprzedawać książkę. 
 
Zaniosłam "Patrzę na nas" do lokalnej biblioteki, wysłałam też jeden egzemplarz w moje rodzinne strony. Powiem dyplomatycznie tak - trudno być prorokiem we własnym kraju. 

Radość dają mi Wasze recenzje, uśmiecham się i jest mi bardzo, bardzo miło. Najserdeczniej dziękuję. 


poniedziałek, 21 lipca 2025

machają do nas

 


Mama, tata, dziadek Fabian trzymający na rękach najstarszą wnuczkę i Stryk. To zdjęcie ma 65 lat. Jeśli czytacie "Patrzę na nas" to odnajdziecie tam  te postacie. 

Oglądam te kilka sekund filmu przetworzonego ze starego zdjęcia i czuję ciężar odpowiedzialności - bardzo chciałabym, aby znajomi i rodzina czytali moją książkę mając świadomość, że to zaledwie wspomnienia, świat widziany oczami dziecka, i tak naprawdę każdy widzi to, co chce zobaczyć. 

niedziela, 20 lipca 2025

co można zrobić ze starym zdjęciem

 



i nagle 




taka nauka

 Z okazji ślubu ksiądz powiedział młodym, że już nie mogą się zwracać z problemami do rodziców, muszą je rozwiązywać sami. A jeśli żona przyjdzie do mamy pożalić się, matka ma powiedzieć - wracaj do męża. 

Nie dodał, że pewnie dlatego domy pomocy dla matek pękają w szwach. 




 

czwartek, 17 lipca 2025

wakacje

 Bajeczki dla Haneczki powstawały wraz z narodzinami mojej wnuczki. Hania od początku uwielbiała słuchać i tworzyć wraz ze mną historie, w których przeplatała się fantazja z rzeczywistością - jeże prowadziły towarzyskie życie z kotami, domowe zwierzęta opiekowały się ludźmi a wszyscy dobrze się bawili. Trochę się bałam, że dziecko urośnie i skończy się to siedzenie na huśtawce albo na kanapie w kocyku na plecach i snucie kolejnych opowieści. A to jedno z najpiękniejszych doświadczeń w życiu. Takie przebywanie w bańce i w bajce.

I wczoraj był zwykły wakacyjny dzień, w którym dzieci mają prawo się nudzić i nic nie robić. Hania wzięła zeszyt, długopis i zaczęła pisać. Ona jeszcze nie wie o tym, że ośmioletnie dziewczynki zazwyczaj nie piszą kilkustronicowych opowiadań podzielonych na rozdziały. Nie wiem czy mogę zdradzić treść. Mamo Hani, nie czytaj! Uwaga, spoiler! 

Opiekunowie psa martwili się, bo zwierzak całymi dniami spał i nie chciał się bawić. Zabrali go nawet do veta ale okazało się, że wszystko jest w porządku. Dopiero kiedy na podwórku zainstalowano kamerę, sprawa się wyjaśniła.  Okazało się, że nocą na psie jeździły krasnale ogrodowe. I co tam się działo!


  

wtorek, 15 lipca 2025

żebyśmy mieli tylko takie kłopoty

 

Życie na emeryturze płynie leniwie i można sobie pozwolić na spanie kiedy się chce spać, dlatego zapomniałam już o zrywaniu się w środku nocy. Jeśli mam gdzieś jechać to umawiam się kiedy mi pasuje a nie jak dawniej po pracy lub w wolny dzień.

Byłam umówiona z kosmetyczką. Na popołudniową godzinę, co się będę zrywać. I tak sobie byle jaka łażę rano po domu  aż tu dzwoni kosmetyczka że odwołuje mi wizytę bo koleżanka jest chora i nikt jej nie zastąpi. No, nie żartujmy sobie, ja mam za parę dni wesele i specjalnie hodowałam pazury jak jaszczomp żeby choć w taki sposób poprawić sobie pewność siebie. No i co teraz? Nie, nie płaczę w takich momentach tylko rzucam moim najstraszliwszym przekleństwem – kurwa kurwa szatan! Nie na głos.

Nie lubię takich sytuacji. No bo co teraz? Trzeba będzie dzwonić wściekle po okolicznych pazurowniach albo wziąć siekierę pilnik i samej zrobić porządek. Jeszcze i to.

Ale z drugiej strony zobaczcie – jak dzwoni pielęgniarka że lekarz odwołuje wizytę to nie klnę tylko cierpliwie czekam na następny termin, a przecież paznokcie to nie jest coś tak ważnego żeby się wściekać. No, kurwa, jak to nie.

Rzuciłam więc krótkim – i co pani teraz proponuje? To chyba zabrzmiało bardzo wymownie, bo dziewczyna zaproponowała szybciutko – ale jeśli pani zdąży za 20 minut to możemy działać. Ha, ciekawe kogo wyrzuciła z tego terminu. 

To ja tak – skok pod prysznic, myłam jednocześnie włosy i zęby i wołałam na Krzyśka, że za 10 minut jedziemy.

A że fryzjer w tym samym budynku to chłop skorzystał. Potem zrobił zakupy i przed południem wszystko załatwione. Można zrywać maliny. Klęska urodzaju!

sobota, 12 lipca 2025

znów o tym psie

 Pisałam pisałam a potem wszystko się skasowało. I nawet w archiwum nie ma. Muszę jednak pisać w pliku i zapisywać bo już mi tak zginęło kilka fajnych rzeczy i kilka niefajnych, te niefajne to były jak się wkurzałam na coś i spełniałam groźby, że opublikuję na blogu. 

A tym razem wkurzyłam się na Mikulinę, która grymasi przy jedzeniu i dzięki temu jeże mają wypas a ja mam sprzątanie. Wygląda to tak - Mika dostaje jeść, na przykład saszetkę 120g. To nie jest dużo i ja bym bardzo chciała, żeby to zjadła ale nic z tego. To zabieram. Po godzinie znów proponuję. Nie. No to nie. 

I w końcu to jedzenie ląduje pod wiatą. A tam przychodzą jeże i obce koty. Czasem kamera na domu informuje mnie, że wykryła auto lub człowieka i to jest tylko piknięcie w telefonie,  a Mikulina szczeka na cały dom i biega od pokoju do pokoju żeby ją natychmiast wypuścić bo wykryła jeża lub kota. Oczywiście musi siedzieć na tyłku, nie ma gonienia. Tymczasem jeże urzędują jak ostatnie menele, jedzą z łapami w misce i tłuką się pojemnikiem o beton a do tego chrupią głośno i jak piją wodę to potem nie wiem czemu wywracają miskę. A na koniec idą na podjazd i tam się załatwiają! 

No, co za bydło. 

Francuski piesek czyli Mika jednak nie chudnie, nie niknie w oczach, ma ładną sierść i skacze na spacerach jak kangur, nawet spacerowiczki nazywają ją wesołym pieskiem. Konkretnie cała nazwa brzmi "pan z wesołym pieskiem". Pees. Czy zdarza się wam nadepnąć na psa czy kota podczas sprzątania? Kurde. Jak to się plącze pod nogami. ;)

czwartek, 10 lipca 2025

idzie na deszcz

 Kto w tym tygodniu miał urlop to współczuję. Zimno i deszczowo, nawet psu nie chce się wychodzić z domu. Hania spędziła u nas całą środę ale musiałyśmy kisić się w domu, choć nie całkiem bo dało się trochę posiedzieć pod wiatą na huśtawce. Już kwitną słoneczniki a niedawno były tulipany. Lato ucieka zatrważająco szybko. 

Zrobiłyśmy babeczki z budyniem i owocami. Moja wnuczka smaruje foremki, wylepia je ciastem a gotowe ciastka dekoruje i liczy - jest szesnaście więc każdy będzie miał po trzy a ja cztery.  Podzieliła się z psem. Oj wiem, nie daje się psu ciastek. Sam sobie bierze. 


Coś mi wlazło pod łopatkę, boli jakbym tam dzidą dostała ale dobrych leków mam pod dostatkiem to sobie leżę i śpię. Nie jest źle ale bywało lepiej. 

Książka - Ania mi dziś tłumaczyła - nie przejmuj się, ona już poszła między ludzi więc nie masz na nią wpływu. 

Ładnie mi piszecie. Dziękuję. A jeśli ktoś dojdzie do wniosku, że taką książkę może napisać każdy, to przytaknę i zachęcę - do dzieła. 


sobota, 5 lipca 2025

sobota w lipcu

 Jestem jak telefon z kiepską baterią. Jeśli się go używa tylko do dzwonienia i sms to jeszcze działa jako tako, ale kiedy zaczną hulać aplikacje to pyk i wskaźnik naładowania świeci na czerwono. 

Gópi gus siedzi dalej na swoim miejscu ale ja czasem o nim zapominam i pozwalam sobie na prawie normalne życie a potem padam. A przecież niektórych aplikacji nie używam wcale. 

Dziś rano myjąc się zauważyłam na obojczyku niewielką czarną kropkę, jakby strupek z zaczerwienieniem.  Wczoraj wieczorem się kąpałam i nie było więc cóż to może być dziś. A jednak kleszcz. Nie mam pojęcia jak i skąd. Może pies przyniósł. Pies jest porządnie zabezpieczony ale mógł służyć za transport. Wyrwałam, zdezynfekowałam. Nic mi nie będzie. 

Książka sprzedaje się bardzo ładnie i z tego bardzo się cieszę. 


czwartek, 3 lipca 2025

Kanonicza 7

 


Pani Anna Matysiak, poetka i wydawca, (wydawczyni, nie wiem czy lubicie feminatywy, ja nie bardzo) jest gościnią na bardzo prestiżowej imprezie w Krakowie. Festiwal Miłosza  gromadzi w Krakowie twórców i miłośników poezji, oferując bogaty program spotkań, warsztatów i debat. Festiwal po raz trzeci jest organizowany we współpracy z europejską siecią festiwali poetyckich Versopolis. 

Adres spotkania zacny - Kanonicza 7. Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. 
Muszę się przyznać - nie znam się na poezji, czasem się wzruszam lub doszukuję w wierszach trzeciego dna, ale pojechałam z kilku powodów. Dałam radę. Jednak motywacja jest szalenie ważna. Dziś mnie oczywiście głowa boli jak po potężnej popijawie bo gus (nie poprawiać) nie lubi takich wyczynów. 

Współczesne poetki opowiadały trochę o sobie a trochę czytały swoje wiersze, które przecież same o nich mówiły, dlatego Ania nie powiedziała o sobie nic, tylko - Jestem Ania. 

wtorek, 1 lipca 2025

"Patrzę na nas"

 

„Patrzę na nas”. Długo nie wiedziałam, jaki tytuł ma mieć ta książka. Miałam ją poukładać dużo wcześniej ale nie miałam ani sił ani czasu, a potem zachorowałam i zamiast słów, które podczas pisania układają się w myślach jak puzzle miałam w głowie guza, który nie dawał o sobie zapomnieć ani na chwilę. Chciałam zdrowieć i wydawało mi się to oczywiste – wyzdrowieję i znów będę taka jak dawniej. A to tak nie działa. Ja już o tym wiem – nigdy nie będzie tak jak dawniej.

Bardzo bym chciała, żeby moją książkę przeczytały kobiety, które wstydzą się przyznać do tego, że pracują fizycznie, kobiety, które godzinami myją podłogi, dźwigają towar, stoją przy taśmie, wstają po ciemku i wracają do domu po zmroku, tłoczą się w autobusie i zarabiają najniższą krajową a potem mają najniższą emeryturę. Nie musicie się wstydzić, jesteście pracowite, dzielne, uczciwe i odważne! Niech się wstydzą ci, co się ze sprzątaczek wyśmiewają i gardzą nimi. To tylko praca, poza nią macie wiele innych ról.

Bardzo bym chciała, aby Anna Matysiak, która podjęła się redakcji i wydania mojej książki, nie straciła finansowo na tym projekcie. Nie mogę działać w dystrybucji, nie czuję się na siłach. Prosicie mnie, abym zajęła się wysyłką książek za granicę ale ja nie dam rady. Mój mąż wszędzie mnie wozi, nie mogę go obarczać dodatkowymi zajęciami. Na razie nie planuje się e-booka ani audio booka. Na razie zaplanowałam sobie czas do sierpnia. Żyć i dbać o siebie.  Wtedy mam kolejny rezonans. I zobaczymy co dalej. 

Tak się uśmiecham do tej książki, trochę się boję a trochę jestem dumna. Jestem strasznie ciekawa, co powiedzą koleżanki z pracy, co powiedzą mieszkańcy Jodłówki. I na koniec – to, że ktoś zna blog, to bardzo dobrze. Ale przecież ta książka może również trafić do czytelników, którzy bloga nie znają, i Klarki też nie znają.

Bądźcie dla mnie łaskawi.

niedziela, 29 czerwca 2025

o co kłócili się dwaj bracia

 Stryk i tata bardzo się różnili. Stryk był wesoły i dowcipny a tata nie miał poczucia humoru. Ja się nie dziwię, sześć córek!

Obydwaj mieszkali niedaleko siebie,  od dziecka znali każde drzewko i każdy krzak w okolicy, wiedzieli, gdzie rosną rydze a gdzie czarne, błyszczące borówki zwane cygankami. Znali się doskonale na grzybach i wiedzieli, kiedy będą podsadówki a kiedy biele. (Prawie wszystkie nazwy grzybów są regionalne, proszę nie poprawiać). 

Jednak pewnego dnia tata kupił sobie atlas grzybów. Niewielką książkę, którą można schować do kieszeni. I ten atlas bywał czasem powodem sporów między braćmi, bo na przykład w atlasie biele były trujące a u nas biele piekło się na blasze i nikt od nich nie umierał. W atlasie nie było zdjęć tylko rysunki, a jak wiadomo grzyby w naturze potrafią się bardzo różnić, i bracia mieli powód do sprzeczki. Czy to biel, czy to pociec, czy lisówka. 

Pewnego dnia tata usłyszał strykowe wołanie dochodzące z pagórka za paryją. Kazek, Kazek, przyjdź tu, coś ci pokażę! 

Tata poszedł, choć to był kawałek drogi przez las. A kiedy dotarł na miejsce, stryk z niewinną miną pokazał mu pniak cały zarośnięty opieńkami i spytał - co to za grzyby, pierwszy raz widzę, nie znam się, sprawdź w atlasie! 

Tata się wywyższał i dlatego stryk czasem sobie z niego żartował. 

Niedawno odwiedziłam ich groby, leżą całkiem niedaleko. 

Siostra mnie upomina, żeby o zmarłych mówić dobrze albo wcale bo ich czyny teraz waży Pan Bóg. 

Ja mam trochę inne zdanie i uważam, że te opowieści nie przekreślą godności  ale też nie wybielam nikogo. 

Rybenka, ja się dziś u Ciebie zagalopowałam z komentowaniem, nie gniewaj się. 

poniedziałek, 23 czerwca 2025

krótka wycieczka

 



Kiedyś cię znajdę znajdę cię - łaziła Klarka po lesie desperacko usiłując utrzymać równowagę.


I proszę bardzo - udało się. Ale borówki malutkie, a Klarka wielka a bez okularów to zamiast borówek szyszki zbierała. 

Ale i tak dostałam wiaderko pełne granatowych kuleczek i narobiłam stolnicę pierogów. Ach, jakie to pyszne! 




niedziela, 22 czerwca 2025

Tego nie da się czytać.

Chyba każdy ma takie "pudełko" z pomysłami, które są dobre ale nigdy się ich nie realizuje. Ale chyba nie o tym chciałam pisać bo po co gdybać. 

Mam też "pudełko" z recenzjami. Czasem się czymś zachwycę i natychmiast pragnę podzielić się tym uczuciem. Ale trafiają tam też autorzy i książki z adnotacją "strzeż się tego filmu", "szkoda czasu", i najokrutniejsza - "nie wie o czym pisze". 

To mnie strasznie wkurza, nawet nie dlatego, że coś jest nudne, przewidywalne, zmyślone lub pomysł ściągnięty z filmów lub innych książek. 

Uspokój się Klarka, ktoś pisze, ktoś wydaje, ktoś czyta, książka jest w sprzedaży, są doskonałe opinie, odczep się. 

Pani Paulina Kozłowska napisała powieść "Miłość w spadku". Nie wie o czym pisze. 


wtorek, 17 czerwca 2025

Pociąg do Bylegdziego

 


W naszym domu i w domu Hani każdy czyta, książki towarzyszą nam zawsze a czytanie przed snem jest nawykiem. Hania przeszła kolejne etapy zapoznawania się z literaturą - od Kici-Koci której nie lubiłam z całego serca poprzez klasyczne wiersze dla dzieci które natychmiast umiała na pamięć,  po przygody Koziołka Matołka. Teraz jest uczennicą więc czyta sama i choć ma w domu półki z książkami, chętnie chodzi do biblioteki. 

 Niedawno przeglądałam  zdjęcia i za plecami usłyszałam pełne zdumienia  - O nie, dziadek był w Hogwarcie! 

I teraz wiecie co Hania aktualnie czyta. 

sobota, 14 czerwca 2025

wysłuchałam

 Kolejne w literaturze. 

Wesele na bogato, bardzo bogato. Dla gości zarezerwowano cały hotel a każdy szczegół uroczystości dopracowano perfekcyjnie. Tydzień na wyłączność. Każdy dzień zaplanowany godzina po godzinie. Spotkanie dawno niewidzianych ludzi i pytania – po co, czy warto, i dla kogo. Czy dla panny młodej, która przecież występuje w głównej roli? Czy dla rodziny i znajomych? A rodzice młodych – czy czasem nie trzeba się za nich wstydzić w tym ważnym dniu.

Jeśli myślicie, że najważniejsza jest miłość, to tak, zgadza się. Jeśli myślicie, że pieniądze, to owszem, tak, wszak to szczególne wesele pochłonęło ogromnie dużo pieniędzy. Żeby się wszystko udało, żeby nic nie zawiodło.

Jedno jest pewne – gorąco polecam książkę Alison Espach - Goście weselni.


 Słuchałam, jak zwykle dzięki Ani P.

piątek, 13 czerwca 2025

puzzle i budowlane radyjko


Obiecałam dziewczynom z rybkowego bloga pokazać kącik do układania puzzli. Łojciec układa, ja się nie tknę, mnie to denerwuje i nigdy przenigdy puzzli nie układałam. Wszelka dłubanina to zło, to się robi długo i trzeba odkładać. Poza tym nie wiem po co. To jedna z zagadek. 

Jeden potnie a drugi układa - bez sensu. Albo bieganie - po co biec jak się nie ucieka. 

 W domu też można ale teraz układalnia jest pod wiatą, radyjko gra, nawet lampa jest gdyby się ściemniło. Nie chcę wiedzieć co jest w szafce pod spodem.   


środa, 11 czerwca 2025

rozmowy z wnuczką

 Może pojedziemy w wakacje do mojej siostry - powiedziałam do Hani. Ona ma dom na skale na skraju wielkiego lasu, tam dzikie zwierzęta podchodzą pod sam dom, można zobaczyć sarnę, zająca, dzika, jastrzębia a po deszczu po skale pełzają salamandry. 

Wejdziemy do tego lasu i się zgubimy! - stwierdziła Hania. 

Jak się zgubimy to się odnajdziemy, ja tam mieszkałam, chodziłam do szkoły i znam każdą ścieżkę! - zapewniałam. 

Nieuczęszczane ścieżki zarastają i nie znam już ani mieszkających tam ludzi, ani miejsc tak samo jak ludzie nie znają mnie. Tam, gdzie wiodła kamienista ścieżka wzdłuż strumyka, rośnie las. Lasu jest o wiele więcej. Nie wiem, czy zwierząt jest więcej ani nie wiem, dlaczego się nie boją i podchodzą do domów. Przyznam się - mieszkałam na skraju lasu ale nigdy nie widziałam dzikiego dzika, czasem mignął lis a nad domem kołował jastrząb polujący na kurczęta. 

Dzikie zwierzęta widzieliśmy..na ilustracjach w książkach. Uczyliśmy się o nich na lekcjach. Teraz mamy w Polsce nie tylko dziki, sarny i rysie, są też muflony i szakale. 

Ale i tak pojedziemy i nie zgubimy się w lesie, nawet jak nie będzie zasięgu to będziemy bardzo głośno krzyczeć i ktoś nas usłyszy! 

Tak nas uczyła mama - krzycz jak najgłośniej, ktoś cię usłyszy i znajdzie. 


poniedziałek, 2 czerwca 2025

nie podoba mi się to


Na rozstaju dróg w centrum wsi stał duży, drewniany krzyż. Wokół niego zrobiony był płotek, za płotkiem rosły kwiaty - staromodne floksy, ktoś je posadził dawno temu i przetrwały zamiecie i burze, remonty i przebudowę drogi. Były też inne dekoracje – kolorowe wstążki jak w krakowskim gorsecie i wianki. Takie krzyże można spotkać w całej Polsce, te płotki, wstążki i kwiaty.

Kiedy wracam w rodzinne strony, wysiadam z autobusu i gdy widzę ten krzyż, czuję spokój, czuję radość z posiadania korzeni, tu jest mój dom, tędy chodziłam do szkoły. To miejsce, ten znak kojarzę ze spokojem, ze słowami – wszystko będzie dobrze, idę do mamy – opowiada jedna z byłych mieszkanek. A teraz wysiadam i nie ma krzyża – mówi rozżalona. Dlaczego? Na jego miejscu stoi brzydka bryła z niejednoznacznym napisem.



Nie mieli co zrobić z pieniędzmi – odpowiadam. Nie mieli co zrobić z pieniędzmi i potrzebowali miejsca żeby się lansować, żeby było gdzie złożyć kwiaty i zrobić sobie zdjęcie do mediów.

piątek, 30 maja 2025

rok w nowej rodzinie

 



Na górze róże na dole piwonie, zabroniła mi baba jedna machać ogonem bo jej kwiatuszki łamię,  i jeść czereśnie też zabroniła, że niby w czereśniach jest cyjanek i ja się otruję. 

Dziś mnie przyłapała jak siedziałam wpatrując się w pralkę, tam się tak fajnie kręci a ta baba się ze mnie śmiała że robię tak jak koty. Przykro mi, bo koty to zło i ja się wstrzymuję żeby ich nie gonić to ona powiesiła mi nad materacem kalendarz z kotami! Czy to nie jest okrucieństwo? 




Chodzi po domu i śpiewa piosenkę o czerwonych koralach. Nawet ładnie. Jak siedzi to lubię położyć głowę na jej kolanach, żeby wiedziała, że bardzo ją kocham i tych kwiatków to nie chcę łamać ze złości tylko taka radość mnie rozpiera, że mi się w życiu poszczęściło, czego wszystkim z całego psiego serca życzę. Mikulina. 

wtorek, 27 maja 2025

porządny sprzęt

 Nie do wiary! Mój robot kuchenny miał prawie 20 lat. To było niezwykle proste urządzenie - miska, dwa ostrza do cięcia w plastry, metalowe ostrze do wszystkiego i dwie czy trzy tarki. Ja tym urządzeniem robiłam wszystko. Surówki, sałatki, ciasto na pierogi, ciasto kruche, mieliłam orzechy, tarłam warzywa, szatkowałam kapustę na kiszenie, tarłam ogórki na przecier i blendowałam zupę! 

Stał taki niepozorny na blacie, miejsca dużo nie zajmował bo ja nie lubię wielkich skomplikowanych urządzeń i przy zakupach analizuję użyteczność funkcji. Kielicha do blendera nie potrzebuję, wyciskarki do cytrusów nie, maszynki do mięsa nie! Umiem gotować i nie potrzebuję robota który będzie mi robił listę zakupów i dyktował co mam robić. Już byłam podkuchenną, to nie jest dobre zajęcie.

 Ale że tym zelmerem siekałam dwadzieścia lat! To był bardzo dobry sprzęt. Padł po prostu ze starości. 

sobota, 24 maja 2025

zgoda na niewygodę


 

Walka czyli Walentyna zwierzyła się kiedyś swoim córkom – wstyd mi, że byłam taka nerwowa jak byłyście dziećmi.

Walka – tak miała na imię i tak właśnie wyglądało jej życie. Bezustannie musiała o wszystko walczyć.

Dom był mały i bardzo niefunkcjonalny. Serce domu stanowiła kuchnia, do której wchodziło się przez sień. Z prawej i z lewej strony były drzwi prowadzące do pokojów a naprzeciwko wyjście na ganek. To dość ważne w tej opowieści, bo z tych ciągów komunikacyjnych korzystali wszyscy cały czas i nawet jeśli przyszedł ktoś obcy to i tak wchodził do kuchni.

Nie było łazienki i nie było kanalizacji. Wody w domu również nie było. Dom opalany był drewnem, kaflowa kuchnia z chlebowym piecem i piecem przyściennym ogrzewała też pokój. W drugim pokoju była mniejsza kuchenka, w niej paliło się tylko zimą. Kto by tyle drzewa nanosił.

Pranie było zajęciem katorżniczym nawet wówczas, gdy była już pralka wirnikowa ale przez 10 lat mama prała wszystko w rękach. I gdzie to suszyła? W pokoju przy przyściennym piecu był sznur, na którym wiecznie wisiało pranie, ale i w kuchni były sznury. O te sznurki ojciec się awanturował tak bardzo, że się go bałam. Czasem, gdy mama nie zdążyła przed jego przyjściem ściągnąć wypranych rzeczy, przesuwał je nerwowym ruchem i wrzeszczał, że nienawidzi tego bo dotykają mu twarzy. Może był nadwrażliwy i naprawdę mu to przeszkadzało. Tak samo jak lepy na muchy. U nas ich nie było nawet w stajni, z tego samego powodu – ojciec się bał, że się przyklei. Bał się też pajęczyny.

Dziś rozwieszałam w ogrodzie pościel. W zeszłym roku musiałam przesunąć trochę sznury bo one wszystkim przeszkadzały. Przesunęłam ja w bardzo niekorzystne miejsce i rzeczywiście nikomu już nie przeszkadzają ale tam jest cień, pranie schnie długo a wiesza się fatalnie bo są rabaty i krzaki. Ja już nie mam za wiele sił ale staram się funkcjonować tak jak dawniej. Powieszenie ciężkiej bawełnianej poszwy jest trudne. I otwarła mi się w głowie szufladka z pamięcią. Jak Walka niosła z pola zmarznięte na blachę arkusze pieluch.

Kurwa mać! - wrzasnęłam. Kurwa mać, ile ja się mam męczyć z tym praniem, przecież to jest chore, to nie można kupić porządnej suszarki i wstawić w słonecznym miejscu? Jak pierdolę, jestem taka sama jak matka!

czwartek, 22 maja 2025

sadźmy róże

 


Nie każdy ma fb a tam właśnie zamieściłam to zdjęcie i napisałam kilka zwykłych zdań o tym, że z różami nie jest łatwo, wymagają czasu i cierpliwości. A Zosia O-Z dodała mi taki link i powstało.. wzruszenie. Na pewno zrozumiecie co tu się zadziało. 


https://www.youtube.com/watch?v=SuYa4D2DqCY



Czas na czereśnie

 

Kocham! Ja również rysowałam słońce w rogu kartki. 

Na rysunku nasz pies jest ogromny, a w rzeczywistości jest niewielki. Ale dla Hani te proporcje są właśnie takie - dla niej pies jest wielki, jak się wita to opiera łapy na jej ramionach. 

Dlatego proszę, pamiętajcie o tym. Dla dorosłej osoby małe zwierzę jest małe, dla dziecka niekoniecznie. Nie wyobrażam sobie nawet takiej wielkiej paszczy na wysokości twarzy! 

niedziela, 18 maja 2025

genialna przyjaciółka


zdjęcie dla atencji

 Jeszcze nie czytałam, nie słuchałam, oglądam serial ale wiem, że zaraz sięgnę po książkę. 

Neapol. Połowa dwudziestego wieku. Dwie dziewczynki z biednej dzielnicy. Są bardzo zdolne i chcą się uczyć, uczyć się i osiągać najwyższe wyniki. Marzą o wyrwaniu się ze swojego środowiska. 
Miejsce i czas znamy z historii, z książek i z filmów i wiemy, że tak się tam działo,  ta opowieść nie jest przekłamana. Wszechobecna przemoc, brutalność, wykorzystywanie seksualne - z tego kręgu chciały się wyrwać przyjaciółki. Tak się nazywają, ale widz szybko dostrzega, jak bardzo toksyczna jest ta relacja. 
Ten film gra mi na emocjach. Pewnie dlatego, że znam takie dziewczyny, znam taką postawę - zepsuć, zepsuć radość, szczęście, miłość, zepsuć życie sobie i innym.

"Genialna przyjaciółka" Eleny Ferrante



zimny maj


Nie, to nie jest tegoroczne zdjęcie, ale lubię je. O pogodzie napiszę, na pamiątkę. Jest naprawdę zimno. Dziś o siódmej rano było zaledwie cztery stopnie, a do tego wieje i pada. Jak co roku mamy już czereśnie, szpaki się cieszą. Jednocześnie, ponieważ jest cały czas zimno, kwitną jeszcze tulipany i bez. Jeśli trzymacie gdzieś w ciemnym garażu albo w piwnicy sadzonki, to i tak się zmarnują bez światła. A może nie.

 Idę na wybory. 

Najbardziej w swym długim życiu przeżywałam wybory związane z wejściem do Unii. Wśród grona znajomych miałam takiego zawziętego rolnika i on się bał, że mu zabiorą gospodarstwo, że mu nie pozwolą hodować własnej krowy, że będzie musiał sadzić ziemniaki wyłącznie takie jak mu każą. Nie był to stary człowiek, był moim rówieśnikiem i nie był głupi. W naszych kłótniach (bo to były dyskusje pełne emocji) padały mocne słowa i wreszcie usłyszałam - to wypieprzaj za granicę i nie wracaj. 
Nie żal mi tej znajomości. 

Tylu znajomych musiało z wielu powodów "wypieprzać". 
Wszystkich ściskam i pozdrawiam, idę głosować, żeby dzieci i wnuczka nie musiały "wypieprzać". 

piątek, 16 maja 2025

białe


 

Te staromodne ogrody, te staromodne kwiatki! Kalina, piwonie i róże. Lwie paszcze, kosmosy, floksy i aksamitki. Cwaniara ze mnie bo jednak mam trochę wiedzy wyniesionej ze szkółki dla rolników, ogrodników i pszczelarzy. Bo tam była taka jedna zawzięta pani profesor, żyjąca pracą, i ja pamiętam wiele z jej nauki. Nie zachwycajcie się polem zarośniętym makiem i bławatkami, bo to znaczy, że pole jest zachwaszczone! Jak kwitnie mlecz to ziemia jest ogrzana, można sadzić ziemniaki! Gleba ma oddychać, jak przywalicie sobie rabatkę kamieniami to zadusicie korzenie. Zbierajcie pokrzywę, róbcie gnojówkę. Gdzieś mam zeszyt z proporcjami rozcieńczania, do nawożenia inaczej a do oprysków inaczej. A najciekawsze były zajęcia, na których opowiadała o uprawach biodynamicznych. 
Preparaty biodynamiczne są jak czary. Ja ich nie stosuję z wielu powodów, ale trochę szkoda marnować tej wiedzy. Krowi róg napełnia się krowieńcem i zakopuje w ogrodzie a potem ten proszek wykorzystuje się do zwalczania chwastów i nawożenia. No, czary! Wszystko chce żyć, dajcie pożytek owadom, ptakom, jeżom. W każdym ogrodzie ma brzęczeć, bez zapylenia nic nie będzie! 
Dlaczego byłam dobra na tych zajęciach? Bo w gospodarstwie moich dziadków wiele tych sposobów wykorzystywano - bielenie wapnem, kadzenie ziołami, pojenie zwierząt naparami z ziół. Do odczyniania uroków się nie przyznam ;). 
Pewnie dlatego mam taki zarośnięty ogród. I mam te wielkie krzaczyska, kępy kwiatów i obfitość jagód. No i dlatego, że Krzysiek wieczorem lata z konewką i podlewa a potem lata z nożem i morduje ślimaki. 

środa, 14 maja 2025

;)

 


To jest okropne, żeby nie pominąć, żeby wykupić i mieć, pamiętać. Biorę tylko to, co zapisze mi lekarz. Kiedyś potrzebowałam więcej przeciwbólowych, a teraz jestem burżuj - mam do wyboru do koloru, sterydy i nasenne też. Ale raczej się przeterminują, bo przeważnie nie ma potrzeby zażywać zbyt często. Za to te na serce wymagają dyscypliny. Rano i wieczorem. Kurde. Różnie z tym bywało, trzymałam opakowania w koszyku na chlebaku koło szafki z kawą a do tego miałam na lodówce przypiętą magnesem kartkę z ogromnym napisem LEKI! I co z tego, i tak nigdy nie schodziło mi z opakowania tyle ile trzeba. Aż po apelu na fp kupiłam pudełko. Ha, teraz to już będzie łatwo. Albo nie będzie bo od czego wyobraźnia. Przecież ja rozkładam te tabletki i potem nie sprawdzam tylko do ręki, do gardła i popić, wszystkie na raz. A jak mi KTOŚ podmieni i dosypie trucizny, albo nasennych, albo coś?? 

Już tam dołek w ogrodzie się kopie! 

wtorek, 13 maja 2025

nie śpiesz się, ja poczekam

Sąsiadka stojąca koło mnie stwierdziła – biorą z naszej górki. Biorą. To znaczy, że w najbliższym sąsiedztwie ludzie chorują i umierają a my się zastanawiamy kto następny.

Byłam na pogrzebie innej sąsiadki. Z obowiązku, żeby się pożegnać, nic nas nie łączyło oprócz siatki, a ta raczej dzieli.

Nasz kościół jest strasznie stary. Kościół w Modlnicy. Jestem z tych, co nie widzą w starociach zabytków lecz graty i nie zachwyca mnie np. kupa kamieni, do której trzeba lecieć przez pół Europy. Nabożnego podziwu we mnie nie ma, widzę za to niewygodne, rozlatujące się kościelne ławki. Ale oprócz tego jest niezwykły z wielu powodów. 

Pogrzeb jest nie tylko pożegnaniem, jest również spotkaniem rodziny i społeczności. Ja żyję jak w domowym areszcie więc rozglądałam się dyskretnie, z kim się zobaczę. Nie dziwcie się, nie czułam smutku jaki zazwyczaj przygnębia mnie na pogrzebach i długo nie daje swobodnie oddychać. Modliłam się (tak tak, modlitw się nie zapomina) i śpiewałam razem ze wszystkimi.

Ksiądz był rewelacyjny, polubiłam go od pierwszego słowa. Prostota. To kluczowe słowo. Bez zadęcia, bez polityki, bez pouczeń i gróźb. O miłości mówił, o spokoju, o odchodzeniu bez strachu. I kiedy powiedział, że nasza siostra już odpoczywa, żeby nie martwić się i nie smucić, to polały mi się łzy jak rzeka! Bo pomyślałam o mamie, o siostrze, o babci i stryku, o tacie i dziadku Fabianie. Gdziekolwiek są, na pewno są w moim sercu, w mej pamięci i mówią do mnie – nie śpiesz się, poczekamy.


piątek, 9 maja 2025

co by tu zepsuć

 Postanowiłam mimo wszystko być pożyteczną bo się czasem czuję jak pasożyt społeczny przez to co mi siedzi w głowie. I tak - mam w ogródku trochę roślinek, które można ususzyć.

  Nie podlewać i wystawiać na palące słońce. Zwolnij szatanie. 

Zrywać, układać na suszarce i suszyć. Miętę, melisę, liście malin, poziomek i porzeczek. Potem ususzyć trochę poziomek, malin, wiśni, borówek i aronii. Z Jodłówki przywieźć rumianku, tu nie rośnie. Do tego może jakieś jabłko czy gruszkę, ale bez szału.  Suszyć. Mieszać. 

I robić herbatki. 

Wyspowiadaj się z tego pomysłu i wrzuć go do skrzynki "dobre ale po cholerę". 


środa, 7 maja 2025

pachnie miętą

 Trawa po kolana, zielska pełno, ptaki gnieżdżą się na barierce dobrze że nie pod łóżkami. 

Mamy takie miejsce na ognisko, ja się ognia boję więc chciałam, żeby było jak najdalej od domu ale tu jest ciasna zabudowa i działka mała. Po umocnieniach skarpy zostały takie betonowe kręgi i użyłam je do podstawy siedzisk. A przy okazji wsadziłam tam różne zielsko, można zrywać na bieżąco melisę i miętę do napojów.  

Nic nie przemarzło, choć truskawki wyglądają nieszczególnie, zobaczymy. Zapomniałam zabrać do domu podpędzone mieczyki, podpędzone haha mają już pędy 10 cm. Też nie wiem czy im zimno nie zaszkodziło.  

Melisa sama rośnie pięknie pachnie, lubię tam siedzieć i trzymać gałązki w dłoni. 
Mięta, wiadomo, też sama rośnie. 
Kosica uwiła gniazdo na barierce przy schodach i siedzi zawzięcie  jajkach, jak przechodzę to łypie na mnie z tego gniazda.
Miałam wielki stary krzak kaliny i pozwoliłam ją ściąć, ale już jest młody krzaczek zrobiony z tej starej. 



Lubczyk rośnie jak opętany już kolejny rok, zrywam gałązki jak coś pieczemy i kładę np na kiełbaskę, żeby fajnie pachniało.

I na koniec - jak ten bez pięknie pachnie! Jeśli ktoś mnie poprawi i napisze, że to lilak, to ma za karę nauczyć się na pamięć wiersza Tuwima "Rwanie bzu" a zamiast "bez" wstawiać "lilak". 

niedziela, 4 maja 2025

koniec świętowania

 


Z cyklu - mój pierwszy raz. Narwałam badyli w  ogrodzie i nawtykałam do mokrej gąbki. Haha mój pierwszy flowerbox. Nie mam, no nie mam zacięcia do dłubaniny, rękodzieła, jak się zmuszę to mogłabym coś wydziergać bo nas w szkole uczyli szydełkowania ale jak ja tego nie lubiłam! 

Jutro matury. Pamiętam swoją, pisałam temat o miłości i pojechałam epokami, skończyłam pierwsza a koleżanka pisząca kilka stolików dalej wysyczała - nienawidzę cię! Byłam prymuską  kujonem, za to ona była doskonałym kierowcą. Teraz bym się tak nie starała, oj tam, byle zaliczyć.  

Zapytałam wnuczkę, czy pójdzie ze mną na majówkę. A co się tam robi? - chciała się dowiedzieć. - Będziemy klęczeć i śpiewać! - A to nie, nie idę. To ja też nie idę, choć bardziej byśmy chyba klęczały i śmiały się jak wariatki z byle czego. 

sobota, 3 maja 2025

gdy fajna sąsiadka to wystarczy siatka

 Pierwszą część tego powiedzenia na pewno znacie. 

Chodziłam rankiem po ogrodzie sprawdzając, co nowego zakwitło. Ale i tak najdłużej zatrzymałam się przy piwonii. Warto było czekać, a miałam już ją wyrzucić na kompost. 



U sąsiadki kwitnie takie cudo. 


Sąsiad z drugiej strony ma w rogu magnolię i krzak bzu.  

I teraz tak. Raz czy dwa usłyszałam od obcych opinię, że utrudniamy sobie życie ciężko pracując w ogrodzie. A wystarczy kosić trawę i leżeć na leżaku, po co te badyle, zwłaszcza krzewy ozdobne i kwiaty, bo maliny, porzeczki czy czereśnie to jeszcze-jeszcze, ale to przecież też można kupić, po co się męczyć. 

To prawda, jeden lubi leżeć i pachnieć a drugi jak mu pachną bzy, i co komu do tego. 

A co ja bym wklejała na blog?! - odparłam. 

Dobrego dnia! 


wtorek, 29 kwietnia 2025

nie do wiary, wyszedł mi post o polityce

 Zrobiłam test na zgodność z programem kandydata na prezydenta  i wyszło mi 69%.  TEST jest tutaj. 

Dowiedziałam się po co przy głównej uliczce naszej wsi postawiono pomnik. Jest się gdzie pokazać, zrobić sobie zdjęcie do lokalnych wiadomości, złożyć kwiaty z okazji i bez okazji. Dotychczas nie było takiego miejsca choć krzyży i kapliczek nie brakuje.   Ten jest szczególnie brzydki ale za to na bogato.  Pewnie się za jakiś czas opatrzy. 

Kiedyś starałam się działać lokalnie, chodziłam na zebrania, pisałam do lokalnego pisma. Krzysiek szedł z łopatą jak trzeba było coś wspólnie zbudować albo z siekierą gdy burza połamała drzewa i trzeba było oczyścić drogę. Chodziliśmy też na zabawy do remizy, to jest najlepsze miejsce na integrację.  Byliśmy całkiem nowi, żadne z nas nie miało tu krewnych ani znajomych ale zawsze żyjemy w zgodzie z sąsiadami, lubimy się, czasem mówię - jak fajna sąsiadka to wystarczy siatka. Bo nie lubię tui. Ale tuje szybko rosną, wyciągają z gleby co się da i zasłaniają widok. Dlatego były sadzone głównie na cmentarzach,  to nie jest roślina dla żywych. 

W lokalnych wyborach na pewno nie zagłosuję na aktualnego wójta. Bardzo mnie rozczarował. Mam wrażenie, że jego główną rolą jest bujanie się po imprezach gdzie jedna i ta sama grupa ludzi nadaje sobie kolejne wymyślone na własne potrzeby tytuły i nagrody. 

A prezydent, no cóż. Wyszło mi 69%. 



 


poniedziałek, 28 kwietnia 2025

tulituli pany

 Nie mogę się powstrzymać od fotografowania ogrodu, mało tego, ciągle się tymi kwiatkami chwalę. Pewnie dlatego, że są tak krótko! Pewnie dlatego, że pół roku było szaro, brzydko i ponuro. 

Tulipany przekwitają a za chwile będą róże, za szopą mam całkiem nową i nie mogę się doczekać, ma już takie malutkie pączki więc już niedługo. Ta stara różowa jest jak co roku niezawodna, kto ma w ogrodzie trzydziestoletni krzak pnącej róży to wie o co chodzi. Najpiękniejsza jest u kogoś. Mam tu na myśli trud, z jakim trzeba się liczyć, aby mieć wielki różany krzew. 

Ale teraz jeszcze są tulipany. 

 A nie, najpierw pani tuli pana żeby kopał, sadził, nosił, latał z konewką. 







(Tulipany, M. Fogg) 

 I juz tylko tuli tuli ... tuli tulipany dał

Bo nic tylko tuli tuli ... tuli tulipany miał Tulipany dał czerwone a za tydzień miał już żonę W końcu opadł tuli tuli ... tuli tulipanu kwiat Przez te tuli tuli ... tuli tulipany wpadł Bo dziś tak jak każdy mąż Forsę buli buli ... buli wciąż

niedziela, 27 kwietnia 2025

placek z rabarbarem

 W sobotę pojechaliśmy na lokalny targ bo tam można kupić pyszne chrupiące warzywa, miód prosto z pasieki, wędliny i sery wytwarzane przez okolicznych mieszkańców a nawet rękodzieła. Przy okazji ktoś nam zapakował do bagażnika karton z różnymi kwiatkami do sadzenia, no skandal, uważajcie, zamiast ziemniaków i kapusty kwiatki. 

Kupiłam również dorodny rabarbar.  Święta były niedawno i na ciasto stanowczo za wcześnie ale mamy w domu wyjątkową okazję, choć nie wariujmy z tymi zakazami - osobiście uważam, że nie trzeba żadnej okazji aby upiec placek z rabarbarem. Taki zwyczajny - kruche ciasto, na to rabarbar, na to beza i to wszystko posypane kruszonką. To jest bardzo proste i to jest bardzo dobre - połączenie kwaśnego jak cholera rabarbaru ze słodką bezą i chrupka góra. 

Zjedliśmy wczoraj po kawałku to wiem. Krzysiek wziął sobie kawałek do pracy na noc do kawy. 

A ja cóż. Doznałam jakiejś pomroczności i zostawiłam ten placek na blacie. Kotów nie mamy, pies jest uosobieniem kultury i za nic w świecie nie ściągnie jedzenia z blatu. Byłam już w sypialni i przypomniałam sobie o tym cieście ale nie chciało mi się iść do kuchni bo już miałam ustawioną książkę (słucham przed snem) i tak sobie pomyślałam - nie ma co się zepsuć, niech stoi na wierzchu. 

Wstałam rano Włączyłam czajnik i tak patrzę na blat  i oczom nie wierzę. Placek się rusza! Cała deska, papier do pieczenia i ciasto oblepione mrówkami. Którędy? Ścieżka wiodła w dół szafki do ściany szczytowej. 

Mamy dziurawą chałupę! 

piątek, 25 kwietnia 2025

co by tu zepsuć

Na coraz więcej tematów odpowiadam sobie – nie obchodzi mnie to. Może to skutek leków albo poczucie niechybnej jesieni i życia w izolacji. Nie chcę się stygmatyzować i zapisywać do kółek seniorów bo stamtąd jest chyba tylko jedna droga. Podziwiam ale się nie nadaję. Widzę profil działania w takich grupach i wiem, że ja się tam na pewno nie odnajdę, mało tego, gdybym zaczęła śpiewać i robić wieńce dożynkowe to by mnie wywieźli za wieś z absolutnym zakazem powrotu. Co robią emeryci? 

Pees. Nie, nie będę sprzedawać kwiatków na pętli! 


to nie jest to co myślisz

środa, 23 kwietnia 2025

sny, sny a potem rzeczywistość

 Śniło mi się, że chciałam pojechać do Marsylii. Autobusem. Bo był straszny wiatr i samoloty nie latały. 

I oczywiście teraz sprawdzam czy to w ogóle możliwa jest taka jazda. Owszem. Jest połączenie autobusowe. Podróż zajmuje 28 godzin. 

Teoretycznie nie ma co jęczeć i cudować, ktoś nie może latać albo wieje straszny wiatr to jedzie autobusem. Dawniej podróżowano wyłącznie na koniach, powozami, karetami albo na piechotę, i wówczas dwa dni podróży to było niewiele. 

Ale zapytałam sztuczną inteligencję i oto - 

Podróż karetą z Marsylii do Krakowa jest niezwykle trudna i niebezpieczna ze względu na długą odległość i brak odpowiednich dróg. Karetą raczej nie podróżuje się na takie dystanse. Najszybszym sposobem podróży z Marsylii do Krakowa jest samolot, co zajmuje około 2 godzin i 15 minut. Alternatywnie, podróż pociągiem może trwać około 27 godzin.

wtorek, 22 kwietnia 2025

szkaradzieństwa

 


Nie, nie kupiłam, ale straszę że kupię. Na ganku są cztery sowy solarne to i jaszczomb (nie poprawiać) by się zmieścił, ale wkurzał by mnie bo ma pazury pomalowane a ja nie. 
Niektórzy sąsiedzi mają na posesjach mnóstwo różnych figurek, ja mam solarne światełka. 
I nikomu to nie przeszkadza. W sensie - ja figurek nie chcę z dwóch powodów - o pierwszym nie napiszę a drugi jest prozaiczny - trawę się źle kosi jak są przeszkody. 
Raz Krzysiek chciał kupić goryla który wspina się po ścianie i ja się nie zgodziłam, nieładnie tak się kłócić a potem wieszać wszędzie sowy. A przecież niedaleko ktoś ma dwumetrową żyrafę w ogródku i nawet mówi się - skręć w lewo koło żyrafy. Ale żeby goryl na ścianie, nie. 
Społeczność zainwestowała w wielki kamień czyniąc go miejscem pamięci ale tam się w tym miejscu nic nie wydarzyło, po prostu nie wiedzieli na co wydać pieniądze i zrobili krzyż ku pamięci ofiar. Nie ma żadnych konkretnych ofiar. Może to na zaś. 
Kurde, a ja myślałam długo, że tam zrobią paczkomat! 

niedziela, 20 kwietnia 2025

siostrzeństwo

 Patrzę na nasze niedawne spotkanie. Trzy najstarsze, a powinno być cztery. Wszystkie po sześćdziesiątce, wielkie, grube, ze zmarszczkami od śmiechu i od płaczu. Nie mam niebieskich oczu ale i tak nasze oczy są takie same - pełne troski o innych, pełne radości ze spotkania, uważne. Nasze słowa są takie same - jakie mamy piękne dzieci, jakie wnuki, i obietnice, że będziemy się spotykać nie tylko na pogrzebach. I gdzie znów te dwie małe. 

Serdeczność. Czułość. Kiedy to życie nas tak sponiewierało, kiedy z małych, pełnych nadziei  dziewczynek zmieniłyśmy się w pełne doświadczeń kobiety. 

Kocham moje siostry.